3/03/2021

Każdy biznes może być sztuką czyli o co chodzi z Abbey House i UseCryptem?

Patryk Vega w kampanii reklamowej UseCrypta
źródło: Youtube
Dzisiaj przypada okazja, aby cofnąć się dziesięć lat wstecz, do 2011 roku, gdy w sztuce polskiej wszystko było możliwe. A przynajmniej takim się wydawało. A co to za okazja – zapytacie. Ano po kilku latach na scenę zainteresowania medialnego wraca trójca Paweł Makowski, Jakub Kokoszka i Sandra Mazur, którzy wzorem najbardziej wytrwałego homo oeconomicusa postanowili inwestować w co się da, niezależnie od wcześniejszych porażek. Wszak lody da się ukręcić na wszystkim – obecnie jest to komunikator UseCrypt, którego twarzą został Patryk Vega, reklamujący produkt jako posiadający certyfikat Ministerstwa Obrony Narodowej Izraela. Przyznam się, że na komunikatorach znam się o tyle, o ile klikam w Signal czy Telegram – czyli wcale. Jednak zęby m.in. na tym temacie zjadły redakcje takich stron jak Niebezpiecznik czy Zaufana Trzecia Strona, którym ekipa UseCrypta wypowiedziała coś w rodzaju wojny, o czym więcej możecie przeczytać tutaj lub tutaj. Właśnie te dziesięć lat temu, gdy kryptowaluty były jeszcze niszową ciekawostką, a szyfrowane komunikatory zdecydowanie leżały poza zainteresowaniem większości internautów, wspomniana trójca stwierdziła, że dobrym pomysłem na szybkie pieniądze jest sztuka i to współczesna. Dziś będzie właśnie o tym, jak się kończy zajmowanie się różnego typu działalnością i o tym, jak się kończą szybkie skoki na kasę w polu sztuki. Czyli o co chodzi z Abbey House, o którym w komentarzach pod aferą z UseCryptem w roli głównej wspominają internauci.

Dwa lata temu nikt nie przypuszczał, że Abbey House może jeszcze się spotkać z zainteresowaniem mediów. Na potrzeby swojej pracy dyplomowej o aukcjach młodej sztuki próbowałem wówczas odtworzyć mętną historię DAAH. Co ciekawe, część osób, która zajmowała się DAAH, a do których zwróciłem się o pomoc w tej sprawie, bardzo niechętnie odnosiła się do mojej prośby o udostępnienie prac na temat tego podmiotu. Głównym powodem był fakt, że projekt opisywany raczej pozytywnie przez młodych badaczy i badaczki okazał się z perspektywy tej dekady porażką, a ich pierwotny entuzjazm – dość chybiony. Historia DAAH ginie w mrokach internetowych sporów, po których zostało jednak sporo artykułów sponsorowanych i echa polemik ze strony środowiska artystycznego, jak i speców od inwestycji. Choć w Internecie nic nie ginie, tak mam wrażenie, że przede wszystkim ginie kontekst, w jakim funkcjonowało to przedsięwzięcie. A jest o czym pisać, bowiem przypadek nowego domu aukcyjnego, który pojawia się znikąd i w owe nigdzie przepada w przeciągu zaledwie 4 lat nie zdarza się często, tak jak sprzedaż obrazu studentki malarstwa za 160 tys. złotych, w której ten dom aukcyjny pośredniczy. Brakiem zainteresowania nie powinna się cieszyć również wystawa polskiej sztuki zorganizowana w Londynie, której recenzja w „Tygodniku Powszechnym” i na łamach starego „Obiegu” nieomal skończyła się pozwem ze strony organizatora wystawy za ujawnienie faktu, że wspomniana wcale nie jest pierwszą prezentacją polskiej sztuki w prestiżowej Saatchi Gallery – ale po prostu imprezą zorganizowaną w przestrzeniach do wynajęcia tejże instytucji. Równie dobrze można było – oczywiście za odpowiednią opłatą – zorganizować tam pokaz krzesanego lub sprzedaż kołder. Groźba pozwów za krytykę to zawsze jest ciekawy temat, nie tylko dlatego, że historyczkom sztuki przypominać może nieśmiertelną aferę pomiędzy Ruskinem a Whistlerem. Cofnijmy się dekadę do tyłu, a nawet jeszcze dalej.

Mamy rok 2008 – pomimo widma globalnego kryzysu, który nawiedził Globalną Północ, polska gospodarka okazała się „zieloną wyspą”. Z perspektywy zdestabilizowanego rynku, jedną z nielicznych branż, która przeszła nad kryzysem suchą stopą był m.in. rynek sztuki. W Polsce na entuzjazm w stosunku do sztuki jako dziedziny życia społecznego (i inwestycji zarazem) wpłynął tzw. efekt Sasnala i chwilowy boom na polską sztukę za zachodnią granicą. Nowa klasa średnia, czyli docelowa grupa, która mogłaby stać się realnie zainteresowaną inwestycjami zaczęła żyć wizją, w której swój status się dobrami luksusowymi i uczestniczeniem w atrakcyjnych wydarzeniach związanych z handlem i konsumpcją sztuki. Właśnie wraz z pojawieniem się nowych agentów w polu sztuki, wyspecjalizowanych zwłaszcza w sztuce młodego pokolenia, pojawiły się również entuzjastyczne prognozy dotyczące rozwoju rynku sztuki – już w 2008 roku Piotr Lengiewicz, prezes zarządu domu aukcyjnego Rempex pisał „Rynek od kilku lat przeżywa stabilny wzrost – dzisiaj jest warty ok. 200-300 mln zł rocznie (sic!), z czego za ok. 30 proc. odpowiadają domy aukcyjne. Reszta handlu odbywa się w galeriach i na różnego typu targach[1]”. Choć z perspektywy czasu widać, że te szacunki były mocno zawyżone[2] (wartość samych sprzedaży aukcyjnych w Polsce wyniosła 500 mln złotych, jednak łącznie, za okres 20 lat [1991-2011])[3], niektórzy z nowych agentów w subpolu komercyjnym szacowali wartość tego rynku na „między cztery a sześć miliardów złotych”[4]. Podbijając narrację o ogromnym potencjale i niedoszacowaniu rodzimego rynku sztuki, zaczęto szukać miejsca dla podmiotów, które mogą „wbić się przebojem w pole” i zyskać nowych kolekcjonerów, chętnych do inwestowania pieniędzy w najnowszą sztukę polską. 

Tak oto pojawił się Dom Aukcyjny Abbey House, oferując nieobecny do tej pory w Polsce hybrydyczny model działalności, który łączył ze sobą wystawiennictwo, promocję i sprzedaż – private banking oraz art leasing, współpracę z magazynami wnętrzarskimi[5] z organizacją szkoleń edukacyjnych z zakresu inwestowania w sztukę[6]. Dla DAAH cel był prosty – zyskać klientelę młodego pokolenia z klasy średniej i zaszczepić „modę na kolekcjonowanie”. DAAH podpisując umowy na wyłączność z kilkunastoma polskimi artystami starszego i młodego pokolenia, zobowiązał ich za cenę „stypendium” (w wysokości „powyżej średniej krajowej”[7]) do dostarczenia określonej liczby obrazów, które sprzedawane odtąd były na niepublicznych aukcjach (nazywanymi przez spółkę private sales). O ile DAAH budził zainteresowanie inwestorów i prasy zajmującej się biznesem, które chętnie podkreślały „innowacyjność” i „nowoczesność” podejścia, to ze strony rodzimej krytyki i galerzystów pojawiły się głosy sceptycznie komentujące działalność nowego podmiotu. Jak podsumowuje Jakub Banasiak, pomimo środowiskowych deklaracji („Nam nie przeszkadza, że Abbey House sprzedaje sztukę, tylko nie podoba nam się sposób, w jaki to robi[8]), powodem niechęci był m.in. konflikt interesów. DAAH wyciągnął wnioski z nieudanego eksperymentu, jakim było wprowadzenie fajnej sztuki do kolekcji polskiej klasy średniej:
polskie mieszczaństwo nie składa się z czytelników bloga ArtBazaar, ale jest tak samo reaktywne jak przed dekadą. A to, co środowisko artystyczne uznało za swój sukces – rzekoma ekspansja sztuki współczesnej – jest jedynie ułudą. […] Jednocześnie estetyczne gusta mieszkańców polskich Miasteczek Wilanów nieco się »unowocześniły« – na tyle, żeby wiedzieć, iż na ścianie nie wypada wieszać już landszaftu, tylko obraz epigona pop artu czy niedzisiejszą abstrakcję[9].

Oferta DAAH młodej sztuki składała się z propozycji zachowawczych – pomimo tego, że nie było to arte polo, była to sztuka „skrojona na miarę” grupy docelowej – przeważnie stara artystycznie i znajdująca się poza zainteresowaniem galerzystów i krytyków – sztuka, o której kilka lat później Piotr Sarzyński napisze „palety pod kolor rolety”, wskazując na przede wszystkim jej dekoracyjny aspekt. Dodatkowo, spółka celowała nie tylko w klienta średniozamożnego, ale przede wszystkim w tzw. polską grupę HNVI (high-net-worth-individuals) – ludzi zamożnych lub bardzo zamożnych[10], których przyciągała wizja sztuki jako inwestycji alternatywnej i obietnicy szybkiego zwrotu inwestycji z tzw. Art Lokat DAAH.

Jeleni skok

Działalność spółki po raz pierwszy wyraźniej zaznaczyła się w mediach w lipcu 2011 roku, kiedy na jednej z prywatnych aukcji sprzedano pracę (nota bene, przedstawiającą ryczącego jelenia) Agaty Kleczkowskiej, nieznanej szerzej studentki warszawskiego ASP, za rekordową kwotę 160 000 złotych. Młodą artystkę (rocznik 1987) błyskawicznie okrzyknięto „nowym Sasnalem”, a cena młotkowa płótna wyprzedziła niemal dwukrotnie dotychczasowy polski rekord sprzedaży w segmencie sztuki najnowszej (90 000 zł) z 2008 roku, należący do Wilhelma Sasnala. O „jeleniu za 160 tysięcy”, jak wkrótce nazwano płótno, rozpisywano się entuzjastycznie w prasie biznesowej i codziennej, m.in. za pomocą artykułów sponsorowanych: „W ten sposób płótno staje się symbolem z jednej strony odważnej, efektownej i nowoczesnej Młodej Sztuki polskiej, z drugiej – nabierającego rozpędu polskiego rynku sztuki[11]. Wzmianka o artystce znalazła się również w zestawieniu najdrożej sprzedających artystów poniżej 30 roku życia na portalu artprice.com[12]. Rodzima krytyka była wyjątkowo sceptyczna w stosunku do rekordu – nie tylko ze względu na samą wartość artystyczną obrazu i przynależność młodej artystki do subpola komercyjnego. Co ciekawe, nie odmówiono temu obrazowi miana sztuki, jednak bardzo sceptycznie odnoszono się przede wszystkim do zamkniętego charakteru aukcji, wątpiąc nawet w realność samej transakcji[13].
Agata Kleczkowska, bez tytułu, 2011

Pomijając kontrowersyjny rekord Kleczkowskiej, dla pokolenia Rastrowców ekspansja medialna (w październiku 2010 roku DAAH zakupił większość od domu aukcyjnego Rempex udziałów w magazynie „Art&Business”, wówczas najdłużej funkcjonującym polskim periodyku o rynku sztuki, wydawanym od 1989 roku, o dużym kapitale symbolicznym w polu[14]), rynkowa (6 maja 2011 roku spółka zadebiutowała na parkiecie New Connect) i próby uzyskania konsekracji w polu poprzez współpracę z ekspertami (przede wszystkim z Wojciechem Fibakiem, Bogusławem Deptułą i Januszem Miliszkiewiczem), instytucjami cieszącymi się uznaniem w polu (m.in. Muzeum Pałac w Wilanowie, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, dom aukcyjny Rempex – organizujący prywatne aukcje DAAH) oraz z podmiotami ze świata biznesu[15] (Empik, Totalizator Sportowy)[16], były wyraźnymi sygnałami o skuteczności (co prawda, krótkotrwałej) modelu przedsięwziętego przez spółkę, w którym nie uwzględniono mozolnego budowania pozycji w oparciu o sprawdzone w subpolu produkcji organicznej mechanizmy weryfikacji rynkowej. Czyli mierzonej obecnością artystów i artystek w instytucjach sztuki, na wystawach w galeriach o niekwestionowanej pozycji oraz zainteresowaniem krytyki i historii sztuki.

Wrażliwa spółka i wątpliwe konteksty

Jednak znamiennym dla działalności DAAH była wysoka drażliwość na krytykę – niemal pod każdym artykułem niepochlebnie analizującym działalność spółki lub recenzją wystawy, w której brali udział podopieczni DAAH, pojawiała się polemika, z groźbami pozwów włącznie[17]. Systematycznie, pod sponsorowanymi artykułami spółki lub jakkolwiek jej dotyczących, pojawiał się wysyp entuzjastycznych komentarzy – jak już wówczas zauważono, tzw. marketing szeptany był z jedną ze strategii perswazyjnych używanych przez DAAH. Wobec środowiskowej niechęci zdecydowano się odwołać do innych argumentów, które miały uwiarygodnić działalność tego podmiotu – kładziono nacisk na związek z biznesem, rzekome posiadanie kontaktów zagranicznych i „innowacyjną formułę” przedsięwzięcia. Jak pisał sam DAAH,
debiut na giełdzie, wejście do międzynarodowego indeksu spółek rynku sztuki, stworzenie pierwszego funduszu sztuki (dystrybuowanego już przez renomowane banki) oraz innych narzędzi inwestycyjnych, a także nowoczesne kampanie reklamowe, niespotykane dotąd na polskim rynku sztuki pokazują, że nie mamy do czynienia po prostu z kolejnym domem aukcyjnym, lecz z nowym zjawiskiem na polskim rynku [wyróżnienie moje]. Ponieważ działania firmy charakteryzuje łączność z trendami światowymi, nie dziwi fakt, że zainteresowanie oraz szybka i wysoka ocena inicjatywy Abbey House płynie właśnie z zagranicy. Z zewnętrznego punktu widzenia to wypróbowana droga. W Polsce, co zrozumiałe, słuszność obranej strategii zweryfikuje czas[18]. 
Czas, niczym legendarny wolny rynek zweryfikował, jednak o tym za chwilę.

Kolejnym krokiem, jaki przedsięwziął DAAH w celu uwiarygodnienia swojej działalności, była wystawa Polish Art Now. An Exhibition of Polish Contemporary Art Presented by Abbey House (czerwiec 2013), jaką zorganizowano w londyńskim Saatchi Gallery – jednak był próbą uzyskania konsekracji poprzez organizację wystawy w prestiżowym miejscu na artystycznej mapie świata. Katarzynie Falęckiej, krytyczce piszącej dla „Obiegu” i „Tygodnika Powszechnego” nie umknął fakt, że intensywnie promowana wystawa odbyła się w przestrzeni komercyjnej Saatchi, wynajmowanej na różnorakie wydarzenia. Cały kapitał symboliczny, który budowano na narracji „pierwszej grupowej wystawy polskiej sztuki w prestiżowej Saatchi Gallery” został zburzony przez tę wzmiankę. Całość ekspozycji, oparta na artystach skupionych wokół DAAH, których postawiono w kontrowersyjnym kontekście „kontynuacji” twórczości Wojciecha Fangora, Stefana Gierowskiego i Henryka Stażewskiego, skłoniła recenzentkę do nazwania tej wystawy inicjatywą, w której „kreuje się wątpliwe konteksty[19]. Jednak to, co zbulwersowało środowisko branżowe, nie spotkało się z odzewem ze strony prasy codziennej. Tam dominowała narracja o wielkim sukcesie polskiej sztuki, do którego rękę przyłożył DAAH.

Czas, który miał zweryfikować słuszność strategii, okazał się dla przedsięwzięcia bezlitosny. Co prawda, w maju 2014 spółka została kupiona przez ARTnewsLCC (wydawcę prestiżowego magazynu „ArtNews”, mającego ambicje dominacji na światowym rynku mediów o sztuce), a kontrakty z artystami DAAH miał przejąć wiedeński galerzysta Ernst Hilger
[20]; jednak już 3 miesiące po zakupie byłego DAAH nowy właściciel ogłosił obniżenie wartości księgowej ze zbiorów polskiej spółki (z 21 do 4,4 mln zł). Na początku 2015 roku spółka aukcyjna ARTNEWS została wpisana na listę ostrzeżeń publicznych Komisji Nadzoru Finansowego. Wkrótce zniknęła z giełdy[21]. Wraz ze zniknięciem DAAH-ARTNEWS S.A. zakończył swoją 25-letnią historię magazyn „Art&Business”, pozostawiając lukę w segmencie periodyków poświęconych rynkowi w sztuce w Polsce. Z archiwów domu aukcyjnego Rempex usunięto wzmianki o współorganizacji aukcji z DAAH.

Przypadek artystów i artystek Abbey House po upadku spółki


Pomimo zapewnień o przejęciu zakontraktowanych artystów przez Hilgera, żaden z podopiecznych upadłej spółki nie współpracował dalej z wiedeńskim galerzystą. Paradoksalnie, artyści średniego pokolenia (roczniki lat 60.) współpracujący z DAAH, po upadku DAAH na rynku poradzili sobie znacznie lepiej od młodego pokolenia (roczników lat 70. i 80.), z którym przede wszystkim kojarzone było przedsięwzięcie. Obecnie sprzedażą ich prac zajmuje się głównie dom aukcyjny Art Krajewski, w ramach cyklu aukcyjnego „Koryfeusze”. Natomiast artystki urodzone w latach 70. ze stajni DAAH na rynku cieszą się znikomą popularnością.

Wśród młodych najwięcej szczęścia miała Anna Szprynger (1982), której prace regularnie pojawiają się na rynku aukcyjnym ze stabilnymi cenami w granicach 10-20 tys. zł, przy czym twórczość z okresu współpracy z DAAH cieszy się wyraźnie mniejszym powodzeniem od nowszych obiektów. Inny przedstawiciel pokolenia młodych w DAAH, urodzony w 1986 roku Maciej Wieczerzak zmarł w 2015 roku – w tym samym roku wystawiono jego prace na zbiorowej wystawie „Pop Now!”, zorganizowanej przez rzeszowską DagArt Galerie, wcześniej uczestniczył w Biënnale Brabant – przedsięwzięciach postrzeganych jako marginalne w głównym obiegu sztuki[22]. Na aukcjach PolSwiss Artu w 2016 roku sprzedano dwa jego obrazy za odpowiednio 21 780 zł (luty) i 16 940 zł (kwiecień). Jakub Słomkowski (rocznik 1982) sporadycznie pojawia się na rynku aukcyjnym – ostatnia sprzedaż za nową pracę, pochodzącą bezpośrednio od artysty, wyniosła 5 310 zł (Rempex, maj 2019). Starsze prace, sprzedawane jeszcze za czasów istnienia DAAH cieszą się znacznie mniejszym powodzeniem a wprowadzenie ich na rynek wtórny okazuje się weryfikacją wartości rynkowej, często o połowę niższą niż wysokość sprzedaży za czasów funkcjonowania DAAH.

Jednak tym, co można traktować za swoiste ostrzeżenie wobec „brania przebojem pola sztuki” jest przypadek Agaty Kleczkowskiej, bowiem rynek najdotkliwiej obszedł się z rekordzistką i „czarnym koniem” DAAH. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat na aukcjach twórczość Kleczkowskiej pojawiała się sporadycznie. Ciekawą obserwacją jest fakt traktowania przez rynek obrazów, którymi DAAH reklamował Kleczkowską (i siebie zarazem) w przejętym przez siebie „Art&Business”. Inne obrazy z cyklu przedstawiającego zwierzęta (2011) (z którego pochodził rekordowy jeleń) próbowano wprowadzić na rynek wtórny, jednak cieszyły się one bardzo umiarkowanym powodzeniem – pozostawały niesprzedane lub znacznie traciły na wartości. Kleczkowska zniknęła z rynku sztuki – utożsamienie jej sukcesu z kontrowersjami wokół spółki wraz z ostateczną kompromitacją modelu biznesowego, przekreśliło szanse artystki na jakąkolwiek walkę o kapitał symboliczny w subpolu produkcji organicznej. Pomimo podjęcia w 2015 roku próby wystawienia się w awangardowej warszawskiej galerii Różnia, przynależność Kleczkowskiej do subpola leżącego dokładnie na drugim biegunie skazała ją na funkcjonowanie w tym kontekście wyłącznie jako ciekawostki. Młoda artystka podjęła decyzję o zakończeniu swojej kariery artystycznej – jej internetowe portfolio przestało być aktualizowane od 2015 roku, usunęła także swój artystyczny profil (w którego adresie było legendarne „160 tysięcy”) na serwisie Facebook oraz w internetowej galerii Saatchi Online.


Polskie pole sztuki po Abbey House

DAAH na przestrzeni jednej z licznych polemik z głosami krytycznymi zaznaczył, że mówiąc o spółce „nie mamy do czynienia po prostu z kolejnym domem aukcyjnym, lecz z nowym zjawiskiem na polskim rynku”[23]. Z perspektywy czasu, tj. ponad dekady funkcjonowania aukcji młodej sztuki, tą wypowiedź możemy, pomimo jej pierwotnego kontekstu, traktować jako nie do końca uświadomioną diagnozę dotyczącą polskiego pola sztuki. Istotnie, DAAH było zjawiskiem nowym, które pojawiło się równie gwałtownie w polu, jak z niego zniknęło. Używając języka Pierre'a Bourdieu – DAAH byli kolejnymi po Rastrowcach heretykami, którzy próbowali negocjować ścieżkę awansu w polu. Jednak różnica pomiędzy obiema strategiami jest wyraźna – nie tylko ze względu na próbę zajęcia pozycji przez DAAH, który należał do subpola komercyjnego. Punk-rockowy habitus Rastra, który czerpał obficie z kultury samoróbki i samoorganizacji – był nową awangardą, która wprowadziła sztukę fajną – młodą dwójnasób. Pomimo ich dużej wiary w sprawczość rynku sztuki i neoliberalnego optymizmu, awangardziści nie podważali illusio, mając na uwadze, że autonomia jest jedną z najważniejszych stawek w grze. Respektowali również obowiązująca w polu zasadę odwróconej ekonomii, w ramach której, bez uzyskania kapitału symbolicznego, zysk jest wyłącznie krótkofalowy i wizerunkowo kłopotliwy. Jednak tym, w czym poważnie pomylili się Rastrowcy, była gotowość polskiej klasy średniej na kupowanie fajnej sztuki – zmiany, które wydarzyły się w polu były nieporównywalnie szybsze od tych, które następowały poza nim – u potencjalnych odbiorców. Promowana m.in. przez nich Młoda Sztuka z Polski stała się atrakcyjna dla kolekcjonera i instytucji zagranicznych, jednak wciąż pozostawała poza zainteresowaniem kolekcjonera krajowego.

Natomiast samo DAAH, wraz ze swoim ultra-neoliberalnym habitusem przygotowało grunt do zmiany ilościowej w polu. Jak zauważył Banasiak, DAAH odrzuciło życzeniowy obraz kolekcjonera, na rzecz zanalizowania go takim, jakim on jest i dostarczenia mu takiego towaru, jaki jest on w stanie zaakceptować. Na kanwie merkantylnego posunięcia, jakim było badanie rynku, stwierdzono, że najbardziej atrakcyjnym będzie produkt znajdujący się pomiędzy popularnym arte polo a fajną sztuką – od „epigona pop artu” po „niedzisiejszą abstrakcję” – uśrednioną i ugrzecznioną wariacją na temat sztuki współczesnej, która będzie dobrze wyglądać w umiarkowanie nowoczesnych mieszkaniach młodych menedżerów[24]. Ekspansja, którą przypuścił DAAH na klientów była skuteczna. Pochodziła ona jednak z subpola komercyjnego, które nie miało szans na zyskanie takiego kapitału symbolicznego, aby zagrozić awangardzie konsekrowanej. Wraz z kampanią medialną, PRową, przejęciem istotnego tytułu prasowego, współpracą komercyjną z instytucjami oraz wyjątkowo wtórną ofertą artystyczną, DAAH został oceniony jako przedsięwzięcie, które nie miało szans powodzenia – niezależnie od oceny jego wiarygodności jako podmiotu finansowego[25]. Dodatkowo, spółka, chcąc stać się realnym konkurentem dla najważniejszych podmiotów z pola rynku sztuki, na chwilę skonsolidowała znaczną część środowiska – z niechęcią odnosili się do niego lewicowi krytycy (jak Mikołaj Iwański), jak i publicyści zdecydowanie bardziej konserwatywni (np. Monika Małkowska). Choć pojawiały się marginalne głosy, że strategia DAAH jest w gruncie rzeczy ponowieniem działań Rastra[26], z analizy wynika wyraźnie, że strategia obu podmiotów jako nowych agentów w polu była odmienna. Na niekorzyść samego DAAH podziałał fakt, że w swojej działalności byli osamotnieni – subpole komercyjne, gwarantujące „natychmiastowe zyski”, nie było wówczas rozwinięte. Co prawda, wciąż istniały prężnie działające galmażerie, a w 2009 roku pojawiły się AMS – jednak były to podmioty zbyt słabe, aby pomóc DAAH w uwiarygodnieniu swojej pozycji – nie uzyskali oni kapitału społecznego, nie skonsolidowali własnej grupy, do której należeli. Można zatem założyć, że o ile AMS nie pomogły DAAH, tak działalność spółki w znacznej mierze przyczyniła się do sukcesu AMS – niejako zwiastując nadejście wizerunków jeleni w polskich domach.

Jednak DAAH jako zjawisko, które próbowało zheteronomizować pole, wywołało coś więcej niż symboliczną solidarność środowiska, która odeszła w niepamięć tuż po upadku spółki. Środowisko związane z awangardą konsekrowaną, w obliczu zagrożenia ze strony DAAH wykorzystało pojęcie autonomii jako narzędzia dyskursywnego. Wspólna inicjatywa (głównie) warszawskiego środowiska galeryjnego, która powstała w 2012 roku, czyli Warsaw Gallery Weekend (jako reakcja na obecność DAAH[27]) stała się cykliczną, prestiżową imprezą, której celem było wytworzenie rozpoznawalnej marki – kilkunastu galerii obdarzonych niekwestionowaną konsekracją. Dla kolekcjonerów miał być to sygnał, że istnieje jasna hierarchia w polu, która daje możliwość oceny, co do tego, które lansowane aktualnie młode nazwiska mają szansę na realny sukces w polu – a co za tym idzie, są inwestycjami sensu strice. Zadziałał także wysoki kapitał społeczny tych podmiotów – wzajemne zaufanie i wspólne określenie celów.

Znamienna jest ocena działalności DAAH przez jedną z pomysłodawczyń WGW, Martę Kołakowską z galerii Leto: „Nam nie przeszkadza, że Abbey House sprzedaje sztukę, tylko nie podoba nam się sposób, w jaki to robi[28]”. Pomijając ekspansję medialną i prywatne aukcje, chodziło głównie o to, że cały kapitał symboliczny związany z pojęciem Młodej Sztuki z Polski został obniżony wraz z użyciem go w kontekście rekordów podopiecznych DAAH. Nastąpiło pomieszanie porządków, o których pisali Bazylko i Masiewicz[29]. Co więcej, symbolicznym policzkiem dla MSP stał się fakt rekordu Kleczkowskiej, który – przypomnijmy – niemal dwukrotnie wyprzedził wynik Sasnala z 2008 roku. Dzięki działaniom DAAH młoda sztuka zaczęła kojarzyć się z pamiętnym jeleniem, który nie był płótnem młodym dwójnasób, był „nie-sztuką” – pracą podwójnie merkantylną: drogą i popularną wśród szerokiego grona publiczności. Jednak jak pokazały następne lata, dla klasy średniej rozpoczynającej kolekcjonowanie sztuki, wtórność oferty DAAH (symbolizowana przez jelenia) nie stała się przeszkodą. Była produktem skrojonym na miarę ówcześnie kształtujących się gustów tej grupy docelowej. Była nieporównywalnie bardziej egalitarna i stwarzała wrażenie dostępnej dla każdego zainteresowanego. Zupełnie jak jelenie, cieszące się niesłabnącym zainteresowaniem nowej klasy średniej, powszechnie dostępne na aukcjach młodej sztuki.

Z tej historii wynika, że klęska DAAH przyczyniła się do sukcesu podmiotów związanych z AMS, doprowadzając do realnego przesunięcia w samym polu sztuki polskiej, z którego to samo DAAH miało skorzystać. Tak się jednak nie stało – w środowisku artystycznym DAAH stało się głównie synonimem (o ile nie synekdochą – tak, lubię to słowo) cynicznej gry rynkowej, która ignorując zasadę działania pola doprowadziła do własnej niewiarygodności (niskiego kapitału specyficznego w polu), na którą nałożyły się problemy finansowe. Co stanie się z UseCryptem? Tego nie wiem – nie znam się na globalnym polu komunikatorów internetowych. Jednak pomiędzy tymi dwoma przedsięwzięciami można znaleźć pewne podobieństwa – przede wszystkim w agresywnej polityce marketingowej, która ma podważać wiedzę ekspercką. Czym innym można nazwać zintensyfikowane próby promowania własnego produktu poprzez sponsorowanie materiałów reklamowych bądź nieoznaczonych treści tego typu oraz wezwanie do zaprzestania krytycznej oceny przez specjalistów? Czy da się wypromować produkt dotykający tak istotnej kwestii jak prywatność w Internecie poprzez reklamę postacią Patryka Vegi i odwołania do rzekomego podziwu przez Mossad? Zobaczymy. Choć sytuacja mogłaby się wydawać dość śmieszna, tak w przypadku UseCrypta to coś więcej niż tylko próba ukręcenia interesu na sztuce (i przy okazji zrujnowanie Art&Business oraz kariery Kleczkowskiej). Tutaj stawka jest poważniejsza – wszak inwigilacja w Internecie to trochę większa sprawa niż sprzedaż namalowanego jelenia. Nawet za 160 tysięcy złotych.

Patryk Vega w kampanii UseCrypt
źródło: Youtube


Za zwrócenie mi uwagi na związki pomiędzy ekipą DAAH a UseCrypta bardzo dziękuję Mai.

Blognotka powstała na podstawie rozdziału z mojej pracy dyplomowej z 2019 roku, której całość możecie przeczytać na Academii.





Bibliografia:

[1] Cyt. za: P. Mazurkiewicz, Polski rynek sztuki może być wart 300 mln zł, rp.pl, 13.03.2008, https://www.rp.pl/artykul/106041-Polski-rynek-sztuki-moze-byc-wart-300-mln-zl.html [dostęp: 10-09-2019].
[2] Dla porównania: obrót w sezonie wrzesień 2011 – wrzesień 2012 14 największych warszawskich galerii wyniósł zaledwie 5 356 000 złotych [brutto] (dane za: Raport Warszawskie Galerie 2012, Wealth Solutions), w tym samym roku obrót aukcyjny wyniósł 65-70 mln złotych (dane za: Raport. Rynek Sztuki 2012, A. Niemczycka-Gottfryd (red.), Wrocław 2013.), co oznaczałoby – przyjmując założenie Lengiewicza o 30% udziałów domów aukcyjnych w ogólnym obrocie dziełami sztuki – że w 2012 roku sprzedano dzieła sztuki (poza warszawskim obiegiem galeryjnym i aukcyjnym) za równowartość 158,6 mln złotych. Wydaje się to być wątpliwe. Wątpliwości, co do szacunków wartości rynku sztuki przedstawił także Mikołaj Iwański „Ocena wielkości polskiego rynku sztuki na 300 mln złotych, której dokonały Abbey House i Desa Unicum (za »Forbes«, 06/2011), zawiera poważny ładunek optymizmu. Jest to liczba realna, ale tylko przy bardzo szerokich założeniach, włączających rękodzieło artystyczne, pamiątkarstwo oraz sprzedaż reprodukcji w marketach. Niestety, chodziło o wskazanie na sam rynek sztuki”. Cyt. za: M. Iwański, Dwa miliony, czyli Abbey House, „Obieg”, 09.02.2012, http://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/teksty/23928 [dostęp online: 11-08-2019].
[3] Dane za: Raport. Rynek Sztuki 2013, A. Niemczycka-Gottfryd (red.), Wrocław 2014, s. 33.
[4] T. Janoszek, Każdy biznes może być sztuką. Wywiad z Pawłem Makowskim z Abbey House, prnews.pl, 24.05.2011, https://prnews.pl/kazdy-biznes-moze-byc-sztuka-33041 [dostęp online: 11-08-2019].
[5] ab., Abbey House edukuje o inwestowaniu w sztukę, 05.10.2011, https://kultura.onet.pl/wiadomosci/abbey-house-edukuje-o-inwestowaniu-w-sztuke/welk3n0 [dostęp online: 11-08-2019].
[6] Zob. Zrozumieć Abbey House. Odpowiedź firmy Abbey House na artykuł Agaty Michalak, NaTemat.pl, 29.02.2012, https://natemat.pl/3071,zrozumiec-abbey-house [dostęp online: 11-08-2019].
[7] Cyt. za: J. Miliszkiewicz, Abbey House na polskim rynku sztuki. Wywiad z Jakubem Kokoszką, prezesem Abbey House, rp.pl, 07.11.2013, https://www.rp.pl/artykul/1062810-Abbey-House-na-polskim-rynku-sztuki.html [dostęp online: 11-08-2019].
[8] Cyt. za: Fragment wywiadu Doroty Jareckiej z Martą Kołakowską z Galerii Leto. D. Jarecka, Warsaw Gallery Weekend: jak sprzedać spalone bębny, „Gazeta Wyborcza”, 28-09-2012, http://wyborcza.pl/1,75410,12568150,Warsaw_Gallery_Weekend__jak_sprzedac_spalone_bebny.html [dostęp online: 12-08-2019].
[9] Cyt. za: J. Banasiak, 5 356 000 albo rynek…, dz. cyt.
[10] „Zarówno wielkość grupy tzw. HNVI (high-net-worth-individuals, 1 mln dolarów i dochody powyżej 20 tys. zł), wynosząca ok. 50 tys. osób, jak i oszczędności Polaków na poziomie ponad 900 mld złotych, pokazują, że problem nie polega na braku środków na zakup dzieł sztuki. W dalszym ciągu bogaty Polak kupuje kolejny luksusowy samochód lub kolejny apartament, a sztuka nie pojawia się w jego polu widzenia. W tej sytuacji wnioski i strategia Abbey House idą w dwóch kierunkach. Skoro bogaci nie kupują sztuki, trzeba ich do tego przekonać, dostarczając im informację, pokazując liczne zalety sztuki. Mało tego, trzeba dostarczyć im serwis, ofertę, której oczekują poruszając się na wszystkich innych rynkach, a przede wszystkim – udostępnić konkretne narzędzia inwestowania. Zatem z jednej strony szkolenia, z drugiej – rozwój oferty inwestycyjnej”. Cyt. za: Zrozumieć Abbey House…, dz. cyt.
[11] Cyt. za: mat. sponsorowany przez DAAH, Obraz Agaty Kleczkowskiej sprzedany za 160 000 zł, rp.pl, 04.08.2011, http://rynekisztuka.pl/2011/08/04/obraz-agaty-kleczkowskiej-sprzedany-za-160-000-zl/ [dostęp online: 11-08-2019].
[12] 30 under 30: painting, artprice.com, 21.08.2011, https://www.artprice.com/artmarketinsight/30-under-30-painting?from=search [dostęp online: 11-08-2019].
[13] ArtBazaar (P. Bazylko, K. Masiewicz), Rekord za pracę Agaty Kleczkowskiej... Ale w jakiej kategorii?, ArtBazaar.blogspot.com, 08.08.2011, http://artbazaar.blogspot.com/2011/08/rekord-za-prace-agaty-kleczkowskiej-ale.html [dostęp online: 11-08-2019].
[14] Zob. „Art&Business” od 2 października na giełdzie, prnews.pl, 01.10.2012, https://prnews.pl/art-business-od-2-pazdziernika-na-gieldzie-8040 [dostęp online: 19-08-2019].
[15] Więcej m.in. C. Bielakowski, Jak Totalizator Sportowy łączy sztukę z biznesem? Pieniędzmi z budżetu, „Wprost”, 02.02.2014, https://www.wprost.pl/prime-time/telewizja/434705/jak-totalizator-sportowy-laczy-sztuke-z-biznesem-pieniedzmi-z-budzetu.html [dostęp online: 11-08-2019].
[16] Zob. mat. sponsorowany przez DAAH, Abbey House w jednej drużynie z Wojciechem Fibakiem, prnews.pl, 15.11.2011, https://prnews.pl/abbey-house-w-jednej-druzynie-z-wojciechem-fibakiem-28049 [dostęp online: 11-08-2019].
[17] Wezwanie do usunięcia publikacji artykułu K. Falęckiej „Kreowanie wątpliwych kontekstów”, z dn. 06.06.2013 https://web.archive.org/web/20140905034135/http://www.obieg.pl/files/wezwanie_obieg.pl.pdf [dostęp online: 11-08-2019; strona zarchiwizowana]. Zob. też: G, Borkowski, M. Krasny, List otwarty do zarządu Domu Aukcyjnego Abbey House, „Obieg”, 17.06.2013 http://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/teksty/28966 [dostęp online: 11-08-2019].
[18] Cyt. za: Zrozumieć Abbey House…, dz. cyt.
[19] Zob. K. Falęcka, Kreowanie…, dz. cyt.
[20] Zob. J. Kos, Sukces made in Poland, NaTemat.pl, 21.05.2014, https://natemat.pl/103063,sukces-made-in-poland [dostęp online: 12-08-2019].
[21] Zob. P. Kosiewski, Była sobie spółka Abbey House…, „Tygodnik Powszechny”, 09.02.2015, https://www.tygodnikpowszechny.pl/byla-sobie-spolka-abbey-house-26523 [dostęp online: 12-08-2019].
[22] Co ciekawe, w leadzie artykułu opublikowanego na łamach „Gazety Wyborczej”, który dotyczył śmierci Wieczerzaka pojawia się informacja „Jego prace pokazywane były m.in. w renomowanej Saatchi Gallery w Londynie” (cyt. za: mam. Maciej Wieczerzak, młody artysta z Podkarpacia nie żyje, „Gazeta Wyborcza”, 15.12.2015, http://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/1,34962,19306273,mlody-artysta-z-podkarpacia-nie-zyje.html [dostęp online: 11-08-2019]), co obrazuje siłę mitu wytworzonego przez DAAH na temat londyńskiej wystawy.
[23] Cyt. za: Zrozumieć Abbey House…, dz. cyt.
[24] „Analizując ofertę domu aukcyjnego [Abbey House, przyp. mój], z łatwością można dostrzec, że dzieła cechuje podobna stylistyka. Publiczność ma do czynienia z obrazami efektownymi, o ożywionych barwach, takimi, które świetnie wyglądałyby na ścianach nowoczesnego wnętrza”. Zob. S. Zabłocka, KLE21. Aukcja Sztuki Współczesnej w Abbey House, „Rynek i Sztuka”, 09.07.2012, http://rynekisztuka.pl/2012/07/09/kle21-aukcja-sztuki-wspolczesnej-w-abbey-house/ [dostęp: 19-08-2019].
[25] Analizą strategii strice finansowej DAAH zajmowano także ze strony niezależnych ekspertów rynkowych. Zob. M. Samcik, Inwestowanie w obrazy z Abbey House: wielka okazja czy mętne sztuczki?, subiektywnieofinansach.pl, 17.01.2012, https://subiektywnieofinansach.pl/inwestowanie-w-obrazy-z-abbey-house-wielka-okazja-czy-metne-sztuczki/ [dostęp online: 12-08-2019].
[26] Por. A. Biernacki, Do It Yoursejf!, galeriabrowarna.blogspot.com, 29.10.2014, http://galeriabrowarna.blogspot.com/2014/10/do-it-yoursejf.html [dostęp online: 12-08-2019].
[27] Por. D. Jarecka, Warsaw Gallery Weekend…, dz. cyt.
[28] Tamże.
[29] Zob. ArtBazaar (P. Bazylko, K. Masiewicz), Rekord za pracę…, dz. cyt. oraz Też chcemy sztuki, nie wojny…, 02.02.2012, artbazaar.blogspot.com, http://artbazaar.blogspot.com/2012/02/tez-chcemy-sztuki-nie-wojny.html [dostęp: 12-08-2019].


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz