2/08/2020

Weimar, ale z USA – Joseph A. Foshee

Zacznijmy od początku – na prace Josepha natrafiłem kilka-, jeśli nie kilkanaście lat temu, w przestrzeni jednej z najpopularniejszych platform internetowych okołoartystycznych. Pojęcie „okołoartystyczną” nie jest z mojej strony eufemizmem, czy też złośliwością; to specyficzna społeczność, w ramach której współegzystują ilustratorzy z najlepszych agencji na świecie, młode talenty zatrudnione przez korporacje medialne, malarze i malarki, których twórczość wystawiana jest zarówno w prestiżowych galeriach, jak i lokalnych domach kultury, wreszcie – osoby zupełnie amatorskie, publikujące przejmujący outsider art w pełnym tego słowa znaczeniu, no i zwykli użytkownicy gustujący miękkiej pornografii. Uwagę tych ostatnich z pewnością ściąga (nietypowa jak na portal dla artystów) nazwa – DeviantArt. I tak właśnie było, Josepha poznałem na DeviantArcie, przeglądając hałdy generycznej euro-mangi, wszystkich odcieni digitalpaintingu i arcyciekawych kuriozów, takich jak profil gościa zafiksowanego na punkcie antropomorficznych żab. Nie ma się czego obawiać – pomyślcie, ilu swoich znajomych (będących przy okazji naprawdę niezłymi intelektualistkami lub artystami, w konwencjonalnym tego słowa znaczeniu) poznaliście w dziwnych okolicznościach. 


Ogólna dziwność samej platformy portalu podziałała na korzyść znaleziska, jakim okazała się twórczość Fosheego – w tym, co robił był zupełnie niepodobny do tego, co się wrzuca do Internetu, licząc na aprobatę innych użytkowników; a zarazem było to bardzo podobne do tego, co doskonale znałem i ceniłem. Prace Josepha są żywcem wyciągnięte z Międzywojnia – nie tylko ze względu na duże pokrewieństwo z pracami twórców tak rozpoznanych jak Otto Dix, George Grosz czy Frans Masereel, ale także dzięki jawnie zaangażowanej, silnie politycznej treści. No i samo zaskoczenie, jakim jest znaleźć kogoś tak bardzo nieprzystającego do czasów, z pracami tak nieadekwatnymi do platformy publikacji. 

Foshee jako artysta nie istniał gdziekolwiek „indziej”, niż w przestrzeni stworzonej dla amatorek mang i licznych wariacji na temat zachodniego komercyjnego komiksu; nie był także członkiem lokalnego środowiska artystycznego, nie interesował się nim alternatywny rynek komiksu – tworzył do przysłowiowej szuflady, konsekwentnie drążąc tematykę pozostającą na marginesie zainteresowania, szlifując warsztat i rozwiązania formalne, które złożyły się na jego indywidualność twórczą. W jego rysunkach, tworzonych zwykle za pomocą cienkopisu, tuszu i akwareli, odnajdziemy szereg nawiązań do wspomnianych klasyków weimarskiego Międzywojnia. Joseph filtruje tamte doświadczenia i tworzy z nich kanwę do prywatnych historii, w których odbija się jego biografia, a przede wszystkim – osaczająca zewsząd groza współczesności. Tworzy wyjątkowo spójną i przejmującą opowieść o poczuciu zagrożenia, beznadziei i życia w czasach współczesnego totalitaryzmu – totalitaryzmu późnego kapitalizmu w wersji amerykańskiej. 

Joseph Foshee, Incident, 2017
Joseph Foshee, Grey morning, 2018
















Joseph Foshee, untitled, 2015

Joseph jest, co ważne dla rozumienia kontekstu jego prac, Amerykaninem – synem drugiego pokolenia imigrantów o korzeniach polsko-włoskich. Odbył edukację w szkole wojskowej o zaostrzonym rygorze, później rozpoczął studia w Savannah College of Art and Design na wydziale sequential art. Samodzielne życie przyniosło tułaczkę i rozczarowanie – ze względu na rozpaczliwą sytuację finansową zaczął parać się wszelkimi możliwymi zajęciami, w tym także pracą w kostnicy, która – jak sam uważa – wywarła na niego nie mniej traumatyczny wpływ, niż szkoła wojskowa. Sztuka, z szansy na inne lepsze życie, stała się jego jedyną odskocznią od beznadziei życia człowieka, któremu grozi nieustająca bezdomność i nędza. Twórczość Josepha jest czymś więcej niż pamiętnikiem – jest bardzo uważnym zapisem, w którym artysta sięgając po nieprzystającą rzeczywistość, dokonuje próby zobiektywizowania swojego doświadczenia. Co więcej, Foshee tworzy więź pomiędzy nędzą współczesności a nędzą świata, którego uznajemy za miniony – tego, który zginął w okopach I wojny światowej, w rynsztoku czasów Republiki Weimaru, nazistowskiej katowni, stalinowskim więzieniu czy powszechnej uniformizacji totalitaryzmów.

Joseph Foshee, Selbstbildnis 2, 2008
Joseph Foshee, untitled (Mort's), 2015



W uniwersum postaci powołanych do życia przez Fosheego nietrudno odnaleźć pewne typy – nadgorliwych komissarów, ulicznych oprychów, utuczonych biznesmenów nadgryzających cygaro, wynędzniałych robotników i urzędników doznających wszechobecnej przemocy. W zamykając postaci w klaustrofobicznej perspektywie, artysta kreśli losy anonimowego tłumu podążającego ulicami dystopijnych miast. Rysuje też intymne wnętrza salonów oprawców i ciasne mieszkania ofiar. Częstym tematem poruszanym przez artystę jest także Rewolucja Rosyjska, która staje się pretekstem do przedstawień igrających formalnie z tradycją heroiczną. Foshee umieszcza postaci w specyficznych przestrzeniach, za pomocą kompozycji kulisowej tworzy wrażenie papierowego teatru, pojawiają się także nawiązania do rosyjskiego ludowego drzeworytu (łuboków), a także ikon. Choć artysta politycznie identyfikuje się jako komunista, jego marionetkowe „teatry wielkich idei” mówią wprost o zawiedzionych nadziejach masowych zrywów. Z tego też względu daleko mu do naiwnego idealizowania ZSRR, tak częstego wśród części amerykańskiej lewicy zorientowanej komunistycznie. 

Joseph Foshee, Bus stop, 2008

Joseph Foshee, Incident, 2008


Joseph Foshee, Menschenfresser, 2014
U Fosheego poruszają nie tylko sceny zbiorowe i rodzajowe – osobną część jego twórczości zajmują portrety, w których wykorzystuje rozwiązania kompozycyjne znane z japońskich drzeworytów, późnogotyckiego drzeworytu z północnej Europy i Nowej Rzeczowości z początku XX wieku. W tych bezlitosnych, ale niepozbawionych empatii wizerunkach odbija się całe spektrum stanów psychicznych – jednak w centrum zainteresowania leży, jak mówi Joseph, rozkład jednostki w społeczeństwie. Ten właśnie stan jest chętnie eksplorowany przez autora w szeregu portretów. 
Nie mniej istotnym wątkiem jest seksualność i płynna tożsamość (nie, nie w znaczeniu Baumanowskim), a także przemoc wpisana w egzystencję wyalienowanych jednostek. Całość składa się na niezwykle mroczną, uważną wizję świata przeżywanego przez artystę. Używany przez autora kostium historyczny nie należy interpretować w kategoriach eskapizmu od czasów współczesnych – jest raczej przypomnieniem o „powtarzalności historii”. 






Twórczość Fosheego to głos z południa Ameryki – zaułków nędzy i beznadziei; głos, który próbuje odnieść się do europejskiego dziedzictwa I połowy XX wieku. Co istotne, brak w nim ckliwego sentymentalizmu w stosunku do tego, co przywiodło przodków Josepha do Ziemi Obiecanej. W tej specyficznej transkontynentalnej, emigranckiej opowieści odbija się szereg klisz formalnych, które trwale zagościły w świadomości społecznej, a Foshee robi z nich świadomy użytek. W warstwie treściowej jest wyjątkowo realistycznym narratorem, który skutecznie rozwiewa wątpliwości co do tego, o czym i jak może powiedzieć artysta ze Stanów. Tam nie jest i nie było inaczej, niż tutaj. Wystawa otwiera się już 8 lutego, jednak spotkanie z Josephem i oficjalny wernisaż zaplanowane zostały na 13 lutego. Jedno jest pewne – nie tego spodziewa się publiczność, patrząc na kraj pochodzenia autora. Ten przyjeżdża nie z kraju wiecznie zadowolonych kowbojów w hawajskich koszulach, ale z imperium prowadzącego bezlitosną politykę zagraniczną, będącym w apogeum trumpiady i neomccarthyzmu. I nie ma dla nas dobrych wieści zza Oceanu.

Portfolio Josepha Foshee:
fb / dA


***
CO: indywidualna wystawa Josepha A. Foshee

GDZIE: Domek Miedziorytnika, ul. św. Mikołaja 1, Wrocław
KIEDY: 8 lutego 
 27 lutego (wernisaż 13 lutego)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz