ShitKid, czyli siksy z gitarami, które depczą po starutkim volvo. Wiecie, jak wygląda logo volvo? Jak logo pewnego leku na prostatę. Teraz już wiecie. Tu na fotce nie widać. |
Ale o Gówniakach nie słyszałem, dopóki dziś nad ranem nie podrzucił mi ich spotifaj. Gdzieś pomiędzy Nitzerem Ebbem a trzecim z kolei naśladowcą miękkich kolan młodego Morriseya poleciało gówniacze „Sugar Town”.
Pierwsza myśl: co to jest, czemu to brzmi jak wkurwiona Wanda Jackson? Kiedy to nagrano – czy właśnie to owoc z lamusa tej dziewczęcej rewolucji, którą wywołała Beatlemania – o czym pisały m.in. Barbara Ehrenreich, Elizabeth Hess i Gloria Jacobs w legendarnym artykule „Girls Just Want to Have Fun”[1]? [kliknijcie i przeczytajcie sobie]
Albo chociaż – czy to jakieś riot grrrl, którego nie znałem? A to całkiem współczesne Gówniaki ze Szwecji, które ktoś sklasyfikował jako grunge pop. Żółta okładka płyty Fish, z której pochodzi „Sugar Town” to echo najlepszej płyty the B-52’s i całej plejady starutkich nagrań typu „vintage laska z gitarą”.
The B-52's, The B-52's, 1979 |
ShitKid, Fish, 2017 |
a to jest trailer filmu na którym Tura Satana jeździ autem i się bije,
czyli Faster Pussycat Kill Kill Russa Meyera z 1965
Zbijają piątkę i poruszają niebo i ziemię dla tej produkcji. Jest czerwone volvo kombi, czerwony lackowy płaszcz, czaderskie okulary i mnóstwo szydery z maniery wokalnej Nancy Sinatry. Zamiast skórzanego kombinezonu a la Satana trzeba wdziać legginsy i bluzę, a antagonistką będzie najlepsza kumpela w białym wyciągniętym dresie. Gdyby nagrywały to super-duper-kamerą – wyglądałoby to jak Harmony Korine. Gdyby to była jakość domowej kamerki z lat 90. – jak Larry Clarke. Albo wczesny Harmony Korine. A one nagrywają to czymkolwiek. Jest bardzo źle, bardzo cool.
Åsa Söderqvist, fot. Dan Sjölund |
Komentarze z jutuba przynoszą otuchę – ludziom dziewczyny kojarzą się (zwłaszcza wokalistka Åsa Söderqvist) z „hardkorową Alanis Morisette”. Albo że to godne spuścizny GG Allina (RIP, nie idźcie tą drogą do końca). Albo że to bardzo tarantinowskie. Zamiast dziarać sobie twarz w setki emotek – oklejają sobie gołe klaty naklejkami. W koszulkach a la zwiewna Hope Sandoval stoją na tle szwedzkiego kurnika. Mają słodkie buźki i papierowe klosze z Ikei. Ostatnio igrają z obleśną kliszowatością szkolnych mundurków. A wszystkim tym, którzy napiszą komcia „omg cute, prawie jak TATU” mogą zaoferować jedno – rozjechanie wielkim kombajnem. Są esencją fajności: luzu i totalnego braku pretensji. Nie wiem, czy wołgują i mają drogie majtki z dużymi napisami na gumce. Chyba nie znają żadnych autotune'owych raperów z pobliskich miasteczek, którzy zwiedliby je na manowce kręcenia teledysków o zjeździe w bikini z lodowca na pizzy z hajsem. A jeśli znałyby takich gości – pewnie skopały by im tyłki. Bo to są trochę takie córki Lydii Lunch i Kim Gordon, a nie siorki Lany del Rey.
[1] https://www.sfu.ca/cmns/courses/2011/488/1-Readings/Ehrenreich_Beatlemania.pdf
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz