Jak byłem młody i głupi to myślałem, że fajnie byłoby żyć w Międzywojniu. A gdy stałem się już mniej młody, zauważyłem, że wszystko zmierza ku temu dość głupiemu, młodzieńczemu życzeniu. Dziś będzie o politycznej wadze naleśników.
Wczoraj niesławny minister szkolnictwa wyższego, Jarosław
Gowin wrzucił na swojego twittera zdjęcie z kuchni. Jednak nie była to jego kuchni, lecz gowinowej koleżanki
po fachu – anonsowanej jako ważna ministra. Ważna ministra nie ma czasu na
zawodowe sprawy, ponieważ musi naszykować kopę naleśników dla rodziny. Rozczulony
wyznaniem Gowin umieszcza fotkę-dowód w sprawie i dodaje „Na tym polega piękno
Polski. Naleśniki (rodzina, macierzyństwo, ojcostwo…) są najważniejsze”. Przy czym zwraca
się także do kpiarzy „Wpis jak najbardziej serio, choć wielu go nie zrozumie”.
I w tym momencie coś mnie tknęło – a co jeśli minister Gowin zna „Babę-Dziwo”
Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej? Wtedy, faktycznie, niewielu zrozumie o co tak naprawdę chodzi z naleśnikami, prorodzinnością i priorytetami, jakie powinny mieć
polityczki.
Wycinek z „Gazety Polskiej”, r. 11, nr 244, 2-09-1939. |
Wspomniana „Baba-Dziwo” to satyra z lat 30., która w 1938 (podobno) ściągnęła na siebie krytykę ambasadora III Rzeszy. Tak z Hitlera śmiać się nie wolno. Akcja dramatu dzieje się w Prawii – fikcyjnym państwie, które po rewolucji zyskało nową władczynię, Validę Vranę. Dyktatorka rządzi żelazną ręką, wymaga hołdów, krwawych ofiar i rzecz jasna, nowych obywateli. Codzienne apele o zwiększenie dzietności, które sączą się z Radia Prawii nie są skuteczne – poddani najjaśniejszej Matki Narodu wciąż migają się od obywatelskiego obowiązku płodzenia nowych obywateli. Vrana wprowadza nowe rozporządzenia: bezdzietnym dokwaterowuje się matki z dziećmi, a rodziny wielodzietne otrzymują specjalne przywileje. Wkrótce kobiety dostają wypowiedzenia z pracy, a przedstawicielki zawodów „niekobiecych” zmuszone zostają do samokrytyki – odtąd jedynym miejscem dla kobiet jest dom, a w szczególności kuchnia. Na domiar złego zapowiedziany zostaje pobór kobiet w wieku reprodukcyjnym na dwuletnią służbę narodowi – podczas której mają urodzić przynajmniej dwójkę nowych Prawian.
zdjęcia z prapremiery z 1938 roku
Głównych bohaterów „Baby-dziwo”, czyli wyemancypowaną chemiczkę
Petrę i zdegradowanego ex-ministra Normana, poznajemy właśnie przy
radioodbiorniku. W krótkiej scenie picia herbaty wyraźnie zarysowują się charaktery
małżonków – Norman jest konformistą, którego główną bolączką jest utracona
posada i brak zaproszeń na oficjalne gale. Petra jest kobietą wściekłą – zarówno na
reformy, jak i na postawę swojego męża.
Współcześnie odczytywana satyra „Baba-dziwo” zawiera w sobie pewien ciekawy wątek – mieszczańsko-inteligenckiego stosunku do służby. Petra, szczerze martwiąca się o własną karierę i plany swojej młodszej siostry, gorąco strofuje służącą Marietę za zbyt opieszałe podanie herbaty. No i ta herbata w porcelanie, na spodeczkach – mieszczański statusu quo. Niedola Mariety polega na tym, że zarówno przed rewolucją, jak i po niej jest/będzie służącą. Pozostanie w kuchni, będąc gotową na każde skinienie najjaśniejszego państwa. Jednak w „Babie-Dziwo”, to jest komedii mieszczańskiej, której autorka korzystała ze służby Kucharci (o Kucharci w Kossakówce więcej przeczytacie w „Służących do wszystkiego” Joanny Kuciel-Frydryszak), ciężko o prawdziwie rewolucyjny wniosek. Wszystko ma pozostać w normie: Kucharcia w kuchni, Maria na salonach.
Współcześnie odczytywana satyra „Baba-dziwo” zawiera w sobie pewien ciekawy wątek – mieszczańsko-inteligenckiego stosunku do służby. Petra, szczerze martwiąca się o własną karierę i plany swojej młodszej siostry, gorąco strofuje służącą Marietę za zbyt opieszałe podanie herbaty. No i ta herbata w porcelanie, na spodeczkach – mieszczański statusu quo. Niedola Mariety polega na tym, że zarówno przed rewolucją, jak i po niej jest/będzie służącą. Pozostanie w kuchni, będąc gotową na każde skinienie najjaśniejszego państwa. Jednak w „Babie-Dziwo”, to jest komedii mieszczańskiej, której autorka korzystała ze służby Kucharci (o Kucharci w Kossakówce więcej przeczytacie w „Służących do wszystkiego” Joanny Kuciel-Frydryszak), ciężko o prawdziwie rewolucyjny wniosek. Wszystko ma pozostać w normie: Kucharcia w kuchni, Maria na salonach.
Wracając do tytułowych naleśników – dyktatorka Vrana kocha przejażdżki ulicami
miast w tłumie wiwatujących obywateli. Przypadek sprawia, że dyktatorka „wprasza”
się na obiad do mieszkania Petry i Normana. Matka Narodu na obiedzie u swoich
poddanych żąda… naleśników. Całej kopy naleśników, wykonanych rękami wszystkich
obecnych w domu kobiet, które mają znać swoje miejsce. Naleśniki zostają
podane na stół, smakują dyktatorce. Są naprawdę pyszne. W całej swojej
zachłanności Vrana zjada ich zdecydowanie za dużo.
Inscenizacja Baby-Dziwo, Teatr Polski, Poznań, 1980 źródło: http://cyryl.poznan.pl/kolekcja/1/baba-dziwo-teatr-polski-w-poznaniu-1980. |
Pawlikowska w „Babie-Dziwo" stawia tezę, że totalne i totalitarne pomysły rodzą się z resentymentu Matek i Ojców Narodu. Zatem, jeśli Gowin zna „Babę-Dziwo” to interpretacja
tych naleśników jako prostego symbolu „tego, co najważniejsze” – poświęcenia własnego
życia kobiet dla dobra ojczyzny – zaczyna być dość pokrętna. Postać Validy Vrany wzorowana była przede wszystkim na
Hitlerze, jednak w obecnym odczytaniu, w Polsce w roku 2019 satyra ta zaczyna
się preposteryjnie zwracać się ku… sami wiecie komu. Bowiem nie było i wciąż
nie ma nic straszniejszego niż postaci apelujące o „zdrowe życie rodzinne”. Płomienne apele o zwiększanie dzietności z ust
bezdzietnych ludzi, którzy dawno przekroczyli tzw. wiek reprodukcyjny, brzmią
tak samo cynicznie, jak w latach 30.
Jeśli jesteście ciekawe i ciekawi, jak kończy się historia z naleśnikami i talentami chemicznymi Petry – poświęćcie niecałą godzinę na słuchowisko zrealizowane w 2010 roku w reżyserii Henryka Rozena.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz