3/23/2019

Naleśniki Jarosława Gowina


Jak byłem młody i głupi to myślałem, że fajnie byłoby żyć w Międzywojniu. A gdy stałem się już mniej młody, zauważyłem, że wszystko zmierza ku temu dość głupiemu, młodzieńczemu życzeniu. Dziś będzie o politycznej wadze naleśników.




Wczoraj niesławny minister szkolnictwa wyższego, Jarosław Gowin wrzucił na swojego twittera zdjęcie z kuchni. Jednak nie była to jego kuchni, lecz gowinowej koleżanki po fachu – anonsowanej jako ważna ministra. Ważna ministra nie ma czasu na zawodowe sprawy, ponieważ musi naszykować kopę naleśników dla rodziny. Rozczulony wyznaniem Gowin umieszcza fotkę-dowód w sprawie i dodaje „Na tym polega piękno Polski. Naleśniki (rodzina, macierzyństwo, ojcostwo…) są najważniejsze”. Przy czym zwraca się także do kpiarzy „Wpis jak najbardziej serio, choć wielu go nie zrozumie”. I w tym momencie coś mnie tknęło – a co jeśli minister Gowin zna „Babę-Dziwo” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej? Wtedy, faktycznie, niewielu zrozumie o co tak naprawdę chodzi z naleśnikami, prorodzinnością i priorytetami, jakie powinny mieć polityczki.

Wycinek z „Gazety Polskiej”, r. 11, nr 244, 2-09-1939.

Wspomniana „Baba-Dziwo” to satyra z lat 30., która w 1938 (podobno) ściągnęła na siebie krytykę ambasadora III Rzeszy. Tak z Hitlera śmiać się nie wolno. Akcja dramatu dzieje się w Prawii – fikcyjnym państwie, które po rewolucji zyskało nową władczynię, Validę Vranę. Dyktatorka rządzi żelazną ręką, wymaga hołdów, krwawych ofiar i rzecz jasna, nowych obywateli. Codzienne apele o zwiększenie dzietności, które sączą się z Radia Prawii nie są skuteczne – poddani najjaśniejszej Matki Narodu wciąż migają się od obywatelskiego obowiązku płodzenia nowych obywateli. Vrana wprowadza nowe rozporządzenia: bezdzietnym dokwaterowuje się matki z dziećmi, a rodziny wielodzietne otrzymują specjalne przywileje. Wkrótce kobiety dostają wypowiedzenia z pracy, a przedstawicielki zawodów „niekobiecych” zmuszone zostają do samokrytyki – odtąd jedynym miejscem dla kobiet jest dom, a w szczególności kuchnia. Na domiar złego zapowiedziany zostaje pobór kobiet w wieku reprodukcyjnym na dwuletnią służbę narodowi – podczas której mają urodzić przynajmniej dwójkę nowych Prawian.


zdjęcia z prapremiery z 1938 roku

Głównych bohaterów „Baby-dziwo”, czyli wyemancypowaną chemiczkę Petrę i zdegradowanego ex-ministra Normana, poznajemy właśnie przy radioodbiorniku. W krótkiej scenie picia herbaty wyraźnie zarysowują się charaktery małżonków – Norman jest konformistą, którego główną bolączką jest utracona posada i brak zaproszeń na oficjalne gale. Petra jest kobietą wściekłą – zarówno na reformy, jak i na postawę swojego męża. 
Współcześnie odczytywana satyra „Baba-dziwo” zawiera w sobie pewien ciekawy wątek – mieszczańsko-inteligenckiego stosunku do służby. Petra, szczerze martwiąca się o własną karierę i plany swojej młodszej siostry, gorąco strofuje służącą Marietę za zbyt opieszałe podanie herbaty. No i ta herbata w porcelanie, na spodeczkach – mieszczański statusu quo. Niedola Mariety polega na tym, że zarówno przed rewolucją, jak i po niej jest/będzie służącą. Pozostanie w kuchni, będąc gotową na każde skinienie najjaśniejszego państwa. Jednak w „Babie-Dziwo”, to jest komedii mieszczańskiej, której autorka korzystała ze służby Kucharci (o Kucharci w Kossakówce więcej przeczytacie w „Służących do wszystkiego” Joanny Kuciel-Frydryszak), ciężko o prawdziwie rewolucyjny wniosek. Wszystko ma pozostać w normie: Kucharcia w kuchni, Maria na salonach.

Wracając do tytułowych naleśników – dyktatorka Vrana kocha przejażdżki ulicami miast w tłumie wiwatujących obywateli. Przypadek sprawia, że dyktatorka „wprasza” się na obiad do mieszkania Petry i Normana. Matka Narodu na obiedzie u swoich poddanych żąda… naleśników. Całej kopy naleśników, wykonanych rękami wszystkich obecnych w domu kobiet, które mają znać swoje miejsce. Naleśniki zostają podane na stół, smakują dyktatorce. Są naprawdę pyszne. W całej swojej zachłanności Vrana zjada ich zdecydowanie za dużo.

Inscenizacja Baby-Dziwo, Teatr Polski, Poznań, 1980
źródło: http://cyryl.poznan.pl/kolekcja/1/baba-dziwo-teatr-polski-w-poznaniu-1980. 

Pawlikowska w Babie-Dziwo" stawia tezę, że totalne i totalitarne pomysły rodzą się z resentymentu Matek i Ojców Narodu. Zatem, jeśli Gowin zna „Babę-Dziwo” to interpretacja tych naleśników jako prostego symbolu „tego, co najważniejsze” – poświęcenia własnego życia kobiet dla dobra ojczyzny  zaczyna być dość pokrętna. Postać Validy Vrany wzorowana była przede wszystkim na Hitlerze, jednak w obecnym odczytaniu, w Polsce w roku 2019 satyra ta zaczyna się preposteryjnie zwracać się ku… sami wiecie komu. Bowiem nie było i wciąż nie ma nic straszniejszego niż postaci apelujące o „zdrowe życie rodzinne”. Płomienne apele o zwiększanie dzietności z ust bezdzietnych ludzi, którzy dawno przekroczyli tzw. wiek reprodukcyjny, brzmią tak samo cynicznie, jak w latach 30.

Jeśli jesteście ciekawe i ciekawi, jak kończy się historia z naleśnikami i talentami chemicznymi Petry 
– poświęćcie niecałą godzinę na słuchowisko zrealizowane w 2010 roku w reżyserii Henryka Rozena.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz