Dla posiadających już w swojej kolekcji Batora to sygnał o ugruntowaniu pozycji malarza za pomocą „tradycyjnych” metod wytwarzania wartości (zainteresowanie kolekcjonerów, prace w kolekcjach „obok” znanych nazwisk, zagraniczne wystawy), które może poskutkować realnym wzrostem wartości prac kupionych za stosunkowo niewielką kwotę. Natomiast dla innych kolekcjonerów jest to wiadomość, która z jednej strony może zwrócić ich uwagę na prace sygnowane tym nazwiskiem, a z drugiej – jest to pewna obietnica, że Bator nie będzie ostatnim, którego prace zostaną docenione przez majętnego Monakijczyka. Z marketingowego punktu widzenia to regularna gra rynkowa – kupujcie, „nowy Sasnal” jest na wyciągnięcie ręki; nasza oferta jest zbiorem prac „najlepszych artystów młodego pokolenia[1]”.
Skąd jednak nazwisko Sasnala (rocznik 1972) pojawia się w kontekście aukcji młodej sztuki? Nie jest to obecnie ani artysta młodego pokolenia (jeśli trzymać się reguły, że młodość kończy się na 35 roku życia), ani osoba w jakikolwiek sposób związana z formułą aukcji młodej sztuki. Co prawda, w latach 2000 zarówno on, jak i grupa Ładnie (którą współtworzył) z szeregiem innych twórców skupionych wokół Rastra nazywani byli „młodą sztuką”, czy trafniej „sztuką młodego pokolenia” – pokolenia zupełnie niezwiązanego z tradycją polskich akademii sztuki, czy ZPAPu. Na początku wieku Sasnal, Bujnowski i Maciejowski byli młodzi, a zatem to, co robili było klasyfikowane jako, po prostu, młoda sztuka. Jednak tym, co łączy Sasnala (czy Ładnistów, czy jeszcze szerzej – Rastrowców) z ambicjami podmiotów zajmujących się aukcjami młodej sztuki jest przede wszystkim tzw. efekt Sasnala. Dla przypomnienia i w telegraficznym skrócie, na początku lat 00., wspólnymi wysiłkami galerzystów, kuratorów i samych artystów udało się zaistnieć na zachodnim rynku sztuki polskiemu rynkowi sztuki najnowszej – polscy artyści i artystki zostali włączeni w światowy obieg sztuki; ich prace pojawiły się w ważnych kolekcjach muzealnych i na najważniejszych aukcjach. Jednak zanim młodzi zaczęli pojawiać się w ofercie domów aukcyjnych Christie’s i Sotheby’s, sprzedawali się skromnie – w tym za legendarne 500 złotych. Pomijając fakt, że ta kwota w przededniu rozszerzenia strefy Schengen znaczyła nieco więcej, niż obecnie; pomijając stan ówczesnego polskiego rynku sztuki – naprawdę można było kupić sobie Sasnala za pięćset złotych. Tym samym, historia polskiego Kopciuszka artworldu pobudziła polski rynek sztuki, pobudzając także i nadzieje na to, że kupno pracy debiutanta po ASP może stać się okazją do pomnożenia kapitału. Nie tylko tego symbolicznego. Sasnal staje się symbolem błyskawicznej kariery młodego twórcy – kariery, o której marzą wszyscy.
Wróćmy do chwili obecnej – mamy październik 2018 rok. Od 10 lat funkcjonują aukcje młodej sztuki, które obiecują, że w swojej ofercie posiadają „nowego Sasnala”. Raporty dotyczące polskiego rynku sztuki mówią o tym, że sprzedaje się coraz więcej i coraz drożej, a młoda sztuka (ta aukcyjna, nie sasnalowa) jest obecnie jednym z najszybciej rosnących segmentów tego rynku. Czy jednak którykolwiek z rekordzistów i rekordzistek aukcji młodej sztuki przedostał się do głównego obiegu polskiej sztuki? Czy Wojciech Brewka, Sandra Arabska, czy wspomniany Lech Bator są wspominani przez historię i krytykę artystyczną obok tzw. pierwszej ligi najnowszej sztuki polskiej? Niektórzy ostrożnie piszą, że na ostateczną ocenę należy poczekać jeszcze kilka lat – tak, aby ci młodzi-aukcyjni zafunkcjonowali szerzej w świadomości artystycznej, nie tylko poprzez doniesienia o kolejnych rekordach i hurtowych sprzedażach do rajów podatkowych. Podobno kariery młodych-aukcyjnych rozwijają się błyskawicznie – pytanie jednak w jakim obiegu, z jakim skutkiem dla samych artystek i artystów oraz dla polskiego środowiska twórczego. W nieustającym poszukiwaniu „nowego Sasnala” na aukcjach młodej sztuki wytwarza się jednak coś, co – rzecz jasna, złośliwie – można nazwać „efektem Kleczkowskiej”. Dla przypomnienia, Agata Kleczkowska to jedna z młodych malarek reprezentowanych przez już nieistniejącą galerię i dom aukcyjny Abbey House; debiutantka, uczennica Leona Tarasewicza, której prace wylicytowano w 2015 roku za 160 000 złotych – tym samym w przedbiegach wyprzedzając rekord aukcyjny Wilhelma Sasnala. Na kilka-kilkanaście miesięcy stała się „nowym Sasnalem”, a raczej jego ulepszoną, hiperkapitalistyczną wersją: promocja malarki oparta została na agresywnej kampanii marketingowej, a jej kariera rozpoczęła się na rekordowej sprzedaży i właściwie na niej się zakończyła. W świadomości artystycznej, Kleczkowska stała się symbolem „kreowania wątpliwych kontekstów”; postacią raz na zawsze kojarzoną ze skompromitowanym domem aukcyjnym, absurdalnym rekordem aukcyjnym i wyjątkowo reprezentatywnym dla tej strategii wizerunkiem jelenia. Zwierzęcia, które niesłychanie często pojawia się na aukcjach młodej sztuki – zwłaszcza w kontekście twórczości Lecha Batora, która w głównej mierze opiera się na antropomorficznych jeleniach i łaniach.
Lech Bator, Puppet Master, 2018 źrodło: artinfo.pl |
Agata Kleczkowska, bez tytułu, 2015 źródło: sophisti.pl |
Jeśli mówić o fenomenach – niech lokalnym fenomenem polskiego rynku aukcyjnego wyspecjalizowanego w sztuce najnowszej będzie obraz z jeleniem – zazwyczaj w kontekście niespodziewanego rekordu aukcyjnego, zagranicznego kolekcjonera i kompletnie nieugruntowanej pozycji rekordzisty/rekordzistki w tradycyjnym obiegu artystycznym.
[1] cyt. za: fanpage domu aukcyjnego DESA Unicum
[1] cyt. za: fanpage domu aukcyjnego DESA Unicum
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz