9/26/2018

Szczęki artworldu – INTERES na WGW

Warsaw Gallery Weekend to jest taka, wiecie, ważna warszawska impreza artystyczna. Trzydniowy maraton, który warto jest interesownie spożytkować: poznać nowych, zbić piątkę z już znanymi, zawiązać sojusze ze wszystkimi, którzy są tego warci, a przede wszystkim – zaznaczyć swoją obecność, niekoniecznie robiąc burdę na afterparty. Pierwsza edycja WGW z 2011 roku przyniosła pytanie „gdzie jest sztuka”; po siedmiu latach wszyscy już doskonale wiedzą gdzie – w Warszawie. A gdzie, w roku 2018 są młodzi artyści? Przy kramiku pod Pałacem Kultury.

Corocznie do Warszawy jesienią zjeżdżają tak zwani wszyscy z lokalnego artworldu – podobno najbardziej wpływowych da się poznać po butach. Im lepsze buty, tym wyższa pozycja społeczna; im wyższa pozycja, tym więcej pieniędzy i chęci na ich spożytkowanie. Niekoniecznie na nową parę butów – tym razem ci obuci przyjeżdżają kupić sztukę. I to jest już dobrym powodem, aby WGW nazwać świętem sztuki. WGW ma swoje rytuały – począwszy od vipowskiego inauguracyjnego party, poprzez strategiczne podróżowanie od galerii do galerii (strategia ma na uwadze, gdzie jeszcze podają wino lub przekąski), aż po dożynki pod Pałacem Kultury do bladego świtu. Połowę wystaw można zwiedzić skrolując relacje na Instagramie nie ruszając się z kolejnej imprezy, czy nawet – z ciepłego łóżeczka. Jednak w artworldzie siedzenie w łóżeczku podczas WGW to afront – tak spędzać czas to można w każdy wernisażowy piątek; na święcie sztuki to się nie godzi. Wystawy, co prawda, obejrzeć da się na spokojnie dopiero w sobotę, ale wernisażować trzeba – aby poznać nowych, zbić piątki i tak dalej.

Co się wystawia na takim WGW? Ano czarne konie sprzedażowe, klasyków żyjących i nieżyjących, trochę (ale nie za dużo) starszej młodzieży, trochę zagraniczniaków (w końcu artworld polski chce być międzynarodówką sztuki). W oparach świeżej białej farby w programowo niesympatycznym whitecube porwać blurb kuratorski i wystać swoje przed obiektami, podeprzeć brodę przy performensie, pozachwycać się nad ulubionym pieskiem polskiego świata sztuki uważając, żeby nie wdepnąć w sztukę. Zdjęcie można zrobić smartfonem – „to ja i przyzwoicie obuci kolekcjonerzy sztuki”. Dla wytrwałych pojawi się okazja do debat nad stanem sztuki i rynku; dla uważnych słuchaczy są ploteczki kto, kiedy i za ile sprzedał wszystko. Standardowa trzydniowa impreza branżowa.

W atmosferze białych ścian i elegancko odgiętego nadgarstka trzymającego kieliszek z białym winem można się rozsmakować szybko – równie szybko można się tym znudzić. Właśnie dla tych, którzy w głębi duszy przyznali się przed sobą, że taka konwencja to piekielna nuda, krakowska grupa artystyczna Potencja zorganizowała coś, co – mówiąc pompatycznie – było rozsadzeniem ram WGW. Potencja, czyli trójka młodych (Karolina Jabłońska, Tomasz Kręcicki i Cyryl Polaczek) twórców „naciągnęło” swojego sojusznika w dobrym obuwiu – Marcina Wikieraka – na wynajem działki pod interes. Interes stał się platformą nieoficjalnego sojuszu pomiędzy młodymi artystkami i artystami; rozstawiono coś w rodzaju pamiętnych „szczęk” – bazarku ze wszystkim, o czym dusza zamarzy. Pomiędzy Placem Defilad a budami z kebabem pojawiły kramiki-samoróbki; na tyłach których trwała produkcja artystyczna obiektów. Sprzedawano ostatni na świecie miód (Olga Dziubak), pyrosa (ziemniaczanego gyrosa autorstwa Tomka Pawłowskiego), leki na złamane serce i wspomagające sukces. Były portrety sprejem z patrzeniem, portrety bez patrzenia, nieudane szkice, pamiątki z Łodzi i pocztówki z małych miast (i rzecz jasna, z Radzionkowa Maćka Cholewy). Pojawiły się podroby-podróby dzieł sztuki (Irmina Rusicka, Kasper Lecnim & art-skrzaty) i autentyczne śmiecio-obiekty, tipsy, rajtki, tatuaże. Skorzystano z całego arsenału magii sprzedaży ulicznej – nawołując klientów i pozwalając im się targować, komplementując wybór dorzucano gratis, który nigdy nie jest darmowy. Tym samym przywołano tę aurę sprzed kilkunastu lat, tych właśnie lat, wokół których krążą legendy o sprzedaży Sasnala z bagażnika, dajmy na to, fiata punto; świata sprzed „Rastra”, WGW i bombastycznych raportów z polskiego rynku sztuki. Dlatego ciężko jest mi bagatelizować obecność Interesu na WGW – skoro jest jedną z najodważniejszych meta-wystaw tych trzech dni.

Tym piekielnie prostym, ale symbolicznie skutecznym zabiegiem Potencji i sprzymierzeńcom udało się stworzyć coś więcej, niż tylko zabawny i ironiczny komentarz do WGW. Formalnie Interes działał dokładnie tak, jak działa WGW – staje się okazją do sprzedaży obiektów zakwalifikowanych do arsenału sztuki, gdzie liczą się przede wszystkim umiejętności zaciągnięcia klienta do swojego kramiku. Niezależnie od tego, czy do dyspozycji jest wypucowana biała galeria z klasykami, czy tekturowe pudełko z podrasowanymi skarbami ze śmietnika; niezależnie od armii hostess czy modulacji głosu, która zagłusza pohukiwania z kramu obok – w gruncie rzeczy, chodzi o interesik.


***
co: WGW 2018: INTERES | DEAL - Potencja i goście 
gdzie: róg Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, Warszawa
kiedy: 21-23 września 2018

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz