Doświadczenie
pokazuje, że urok konkursów polega na tym, że ich zasady są określone, a jedyną
niespodziankę stanowią wyniki. Kontrolowane niespodzianki to rzecz, za którą
ludzie przepadają. Jest regulamin, są zasady i minimum zaskoczenia. Czerwone róże,
podziękowania, sesje zdjęciowe oraz „poziom był tak wysoki, że jurorom trudno
było odrzucić cokolwiek”. Poziom w polskich konkursach zawsze jest wysoki.
Niezależnie, czy rozstrzyga się kwestię tego, kto w województwie świętokrzyskim
upiekł najlepszą karpatkę, czy ogłasza najlepszą małopolską rzeźbę z kiełbasy. W
konkursowych poziomach nie mamy sobie równych. Za każdym przeczytanym „poziom
był tak wysoki, że jurorom trudno było odrzucić cokolwiek” serce rośnie. Za
każdym usłyszanym „poziom był tak…” zyskuję pewność, co do autentyczności
opinii, że polscy artyści i artystki są czempionami i czempionami Polski. Za
każdym wypowiedzianym „poziom był tak..” naprawdę wierzę w to, że poziom był
tak wysoki, że jurorom trudno było odrzucić cokolwiek, aby cokolwiek innego
nagrodzić. Istotnie, szczególnie w tej edycji jurorom było trudno być jurorami.
„Poziom był tak
wysoki, że jurorom trudno było odrzucić cokolwiek”. – mówi kuratorka Grażyna
Cybulska z BWA Bielsko-Biała. Wyniki konkursów o wysokim poziomie zawsze są zaskakujące
– dokładnie tak jak te z 43. edycji Biennale. Niestety już w relacji z
wernisażu konkursu na stronie Galerii Bielskiej BWA entuzjazm słabnie. Werdykt
jury rozpoczyna się zwrotem „ze względu na dobry, ale wyrównany poziom prac […]”.
Dobry to już nie „tak wysoki, że”. Widocznie stronę www obsługuje jakiś
sceptyk. Mniejsza o niego. Pierwszą nagrodę otrzymuje artysta, który poruszył w
swoich pracach
„[…] zaangażowaną społecznie aktualną tematykę, dla której znaleziono oryginalną formę, która jest jednocześnie refleksją nad samym medium malarskim, z jego ustalonymi wiekową tradycją kanonami. Jury doceniło także ciekawe pytania zadane przez artystę; czym w malarstwie może być farba, czym podobrazie lub jego kształt, oraz jaka jest ich relacja do zamierzonego przekazu.”
Cóż/któż może być
lepszy od społecznie zaangażowanego artysty, który nie dość, że biegle porusza
się w materii malarskiej, to jeszcze umie łamać kanon tego, jak malować?
Przecież w obecnych czasach potrzebni nam artyści, którzy łączą wrażliwość
społeczną z umiejętnością wzniecania fermentu poprzez niewdzięczne medium
płótna i blejtramu. A jeszcze lepiej jest, gdy artysta zadaje odbiorcy pytania.
Najlepiej, jeśli są to pytania mądre. A o co pyta artysta i jakimi obrazami
pyta?
od lewej: Sebastian Krok, Amor, 2016; Mutter, 2016; Welcome, 2016 |
„»Moje obrazy są płaską powierzchnią pokrytą kolorami. Nic więcej, nic mniej. […] Tak naprawdę obraz jest polem dla widza, na którego powinien oddziaływać. Gdy skończę tworzyć, powieszę wystawę, moja rola de facto się kończy. Później czekam na to, co interesuje mnie najbardziej: na interpretację, którą odbiorca tworzy w swej głowie« – wyjaśnił.”
Mężczyzna w
koszulce adidasa na ławce, dziecko kurczowo trzymające się nogi
matki-businesswoman oraz ciemnoskóre dziecko w kapoku. Grube warstwy alkidów,
lakierów, głębokie na kilkadziesiąt centymetrów kanelury. Za podłoże malarskie
służą stare prześcieradła – jak mówi autor, pochodzące od bliskich mu osób. Płótna
naciągnięte zostały na blejtramy o nieregularnych kształtach. Cztery grzyby w
barszcz. Gdzieś pomiędzy tym ping-pongiem obietnic krytyka i artysty istnieje
zestaw tych trzech prac. Zgodzę się z jednym – formalnie jest to jakieś pytanie
o to, na czym się maluje. Jest to jakaś zagadka formalna, której rozwiązania
można by oczekiwać od studentek pierwszego roku malarstwa. Zamiast malarstwa – rysunek,
zamiast sklepowego płótna – prześcieradło od znajomej, zamiast
prostokąta/kwadratu blejtramu – trapez, wielościan. Wreszcie: temat.
Jeden z członków
jury, Ryszard Ziarkiewicz mówi o tym, że autor „[…]
pokazał przemyślane, obskurne, rysunkowe – w sumie lewicowe, prace […]”.
Samotny mężczyzna w podkoszulku z logo adidasa to – w jakiejś bardzo
życzeniowej interpretacji – ilustracja samotności mężczyzn polskich.
Zrozpaczony berbeć wczepiony w nogi matki na obcasach – wiadome, emancypacja
kobiet. A mały uchodźca to mały uchodźca. Plus te rozpadające się, chybotliwe
blejtramy ze złuszczoną i pokruszoną farbą – wypisz, wymaluj chwiejne ramy
tożsamości współczesnego człowieka. Abstrahując jednak od naiwności
przedstawień oraz efekciarstwa formalnego, absolutnie nie wiem co jest lewicowego w przerysowanych zdjęciach z banku zdjęć.
Niezależnie od
tego, czy wykonuje taką pracę na zaliczenie pierwsza lepsza studentka
malarstwa, czy pracownik naukowy stołecznej ASP, asystent Leona Tarasewicza –
Sebastian Krok. Grand Prix ze stocków – przyznacie, że to wciąż robi wrażenie
jako niespodzianka. I to raczej przykra.
____
cytaty pochodzą ze stron
http://www.galeriabielska.pl/?d=details&sek=&idArt=2549
http://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/sebastian-krok-laureatem-grand-prix-bielskiej-jesieni-2017
http://www.galeriabielska.pl/?d=details&sek=&idArt=2549
http://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/sebastian-krok-laureatem-grand-prix-bielskiej-jesieni-2017
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz