9/25/2020

Papieże i ich skały – Cattelan, Kalina, Rottenberg, Narutowicz


Dwa tysiące lat temu, kiedy przyszło do ustaleń kto zostanie pierwszym papieżem w historii, Jezus wyznaczył do tej roli Szymona. Szymon otrzymał nowe imię, którym Jezus się do niego zwrócił „Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”. Odtąd skała i godność papież stały się nierozłączne, a żywotność tego atrybutu trwa do dziś – jak napisaliby niektórzy. Jednak w tym wypadku „do dziś” nie jest pustosłowiem, zważywszy na szum medialny wokół najnowszego papieża ze skałą, czyli realizacji „Zatrute źródło” Jerzego Kaliny, która w tym tygodniu stanęła przed gmachem głównym Muzeum Narodowego w Warszawie. Tak oto mamy kroczącego przez czerwoną sadzawkę papieża o rysach Karola Wojtyły, który trzyma nad głową głaz.

Głaz tak duży, pomyślelibyśmy, że jest naprawdę ciężki, a gipsowy staruszek raczej nie mógłby wznieść go tak wysoko. Właśnie w tym ponadludzkim geście tkwi klucz do interpretacji rzeźby Kaliny – bowiem to papież-tryumfator, Atlas zdolny cisnąć skałę bardzo daleko – chociażby w fasadę Muzeum. Gest, poza pokazaniem heroicznej siły głównego bohatera (Wojtyły) niczemu nie służy. W odróżnieniu chociażby od jednej z mojej ulubionych rzeźb, czyli Iwana Szadra „Kostka brukowa jako broń proletariatu” z 1927 roku, w której męska postać z niemałym trudem „podnosi z posad bryłę świata”, Kalinowski papież, który już dzierży w dłoniach bryłę (i to niemałą) właściwie nie wie, co ma z nią zrobić. Jak zauważa część komentujących, wygląda jakby szarżował na Muzeum lub zamierzał się do rzutu skałą w środek czerwonej sadzawki. 

Iwan Szadr, Kostka brukowa jako broń proletariatu, 1927.
Państwowa Galeria Tretiakowska, Moskwa, Rosja.
Tutaj gest jest jasny – kostka brukowa poleci w określonym kierunku.

Jerzy Kalina, Zatrute źrodło, 2020. Muzeum Narodowe, Warszawa.
fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Gazeta
Co prawda, papieski heros trzyma głaz wysoko, ale sam nie wie, co dalej z nim zrobić.


Jerzy Kalina, Zatrute źrodło, 2020. Muzeum Narodowe, Warszawa.
fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Gazeta.

Z pomocą może przyjść tytuł – owe zatrute źródło, którym z dużym prawdopodobieństwem jest czerwona sadzawka. Zła, bo czerwona – jest w tym posmak łopatologii na poziomie nacjonalistycznej odzieży spod sztandaru „Red is bad”. Jednak, gdyby się zastanowić, większość źródeł wytryska spod skał, zatem być może bryła, którą dzierży nad sobą papież została podniesiona i umożliwiła swobodniejszy bieg źródła. Tego raczej na myśli nie miał autor. Przyjmijmy, że w geście wzniesienia jest zamiar ciśnięcia skały w wodę – jednak co robi głaz rzucony w wodę? Co najwyżej efektowny plusk, a przy sugestii czerwonego płynu poskutkowałoby to ochlapaniem Muzeum i samego białego jak gips Wojtyły. Znów – nie o plusk chodzi. Jednak zastanowienie się nad tym, co uchwycona w ruchu postać papieska zamierza, pokazuje pewną intelektualną fuszerkę, o którą oskarżają Kalinę teoretycy i historyczki sztuki. Ta rzeźba jest po prostu nielogiczna w tym o czym chce mówić poprzez formę. Idąc metodą Paula Valery’ego („Przedmiotem prawdziwej krytyki powinno być ustalenie, jakie pytania stawiał sobie autor [świadomie bądź nieświadomie] oraz dociekanie, czy odpowiedział na nie, czy też nie”), zgaduję, że Kalina postawił przed sobą zadanie, które go przerosło, a odpowiedź na nie (czyli realizacja) przyniosła rzeźbę, której bohater co prawda popisuje się swoją siłą, ale jest to popis bezcelowy, prowadzący donikąd. Stoi na środku czerwonej sadzawki trzymając skałę (Kościół) nad samym sobą jako głowa tej instytucji.
„Na fali narastających form »czerwonej rewolucji«, z pomocą Jana Pawła II chcę wysłać ostrzeżenie. Nie popełniajmy dwa razy tego samego błędu. Sięgnijmy do czystego źródła. To, które obserwujemy jest zatrute. […] Czerwonych złogów z polskich ulic do tej pory nie pozbyliśmy się. Znów do głosu dochodzi grupa radykalnych ludzi, których mentorzy z wyżyn pierwszomajowych trybun słali maszerującemu ludowi najlepszą z możliwych socjalistyczną nowinę. Teraz widzimy, jak z czerwonej flagi towarzystwo przeszło na tęczową”[1] – tak Kalina wypowiada się na temat „Zatrutego źródła”.
W nieco bardziej empatycznej interpretacji, która zupełnie ignorowałaby wypowiedzi autora na temat rzeźby i jej wydźwięku, mógłbym pomyśleć, że jest to rzeźba skrajnie krytyczna wobec pontyfikatu Wojtyły. Czerwień pod stopami papieża byłaby wówczas krwią, która wytrysnęła po ruszeniu skały przez herosa bądź instytucja Kościoła kroczy przez morze krwi, unikając zań odpowiedzialności (zbroczenia czerwienią) – tak też, przez nieznających kontekstu tej rzeźby i prywatnych wypowiedzi autora była początkowo intepretowana. Jednak Kalina wypowiadając się o „Zatrutym źródle” nie daje nam możliwości, aby móc tak o nim opowiadać. Nie zapominajmy o politycznym kontekście, w jakim działa obecnie ten artysta – jest on głównym przedstawicielem awangardy konserwatywnej, czyli rodzimego, ściśle upolitycznionego (jeżeli nie: upartyjnionego) nurtu twórczości, lansowanego przez Piotra Bernatowicza i MKiDN. W jego ramach mają powstawać dzieła o wymowie konserwatywnej, jednak wykorzystujące współczesne strategie sztuki. To jest rzeźba-laurka, prezent urodzinowy, hołd dla Wojtyły, który w niektórych narracjach jest uznawany za polityka, który doprowadził do upadku Bloku Wschodniego. To rzeźba, której zadaniem jest po prostu upamiętniać zwycięstwo Kościoła nad komunizmem. Dlatego Wojtyła stoi cały na biało wśród czerwonych wód trzymając wysoko czarny głaz, będąc „polską odpowiedzią” na rzeźbę sprzed dwudziestu lat, która swego czasu wywołała medialną burzę i doprowadziła do ofensywy konserwatystów na jedną z czołowych instytucji sztuki współczesnej w Polsce. 

Maurizio Cattelan, La Nona Ora, 1999. PAP.

W grudniu 2000 roku w warszawskiej Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki Maurizio Cattelan zaprezentował instalację „La Nona Ora”, znaną szerzej jako „papież przygnieciony meteorytem”. Jest to rzeźba, w której hiperrealistyczna podobizna Wojtyły zostaje przygnieciona czarnym głazem – tłem dla niej staje się czerwona wykładzina sali i biel jej ścian. Za pomocą bardzo prostych środków formalnych Cattelan stworzył dzieło poruszające emocje, a samo pytanie czym w istocie jest skała przynosi różnorakie odpowiedzi. Być może jest to sama instytucja Kościoła, która u progu nowego tysiąclecia zaczyna trzeszczeć w szwach, być może sama godność papieska, która przygniata schorowanego staruszka. Twarz Wojtyły oddawała cierpienie człowieka na tyle sugestywnie, że wspomniane przeze mnie „dzieło poruszające emocje” nie jest zwyczajowym dopiskiem z arsenału myślenia życzeniowego kuratorów. Pokłady tych emocji zapoczątkowała przede wszystkim ingerencja dwóch posłów związanych ze środowiskiem ZChNu, Witolda Tomczaka i Haliny Nowiny-Konopki, którzy podjęli się „uwolnienia” stóp figury papieża spod meteorytu. Ruszenie tej jednej skały zapoczątkowało całą lawinę konsekwencji – od procesu z ubezpieczycielem (bowiem doszło do uszkodzenia rzeźby), poprzez kampanię zorganizowaną przez środowiska konserwatywne wymierzoną w ówczesną dyrektorkę Zachęty Andę Rottenberg, aż po naciski na samą Zachętę, które doprowadziły do rezygnacji Rottenberg. Choć do zniszczenia rzeźby doszło kilka lat przed śmiercią Wojtyły, przed wysypem pomników papieskich, jak i przed jego beatyfikacją, sygnał był jasny – w Polsce przedstawienia sugerujące coś innego niż heroizm papieża nie są i nie będą akceptowane. Mogą być jarmarczne, kiczowate, idealnie wpisujące się w nurt sacro polo – ale nie takie, które godzą w kanon przedstawień dyktowanych tą specyficzną idolatrią. Co więcej, akceptowana będzie kierowana antysemickimi pobudkami nagonka na dyrektorkę instytucji sztuki, która zdecyduje się wystawić coś, co godzi w kult jednostki. 

Zniszczenie przez posła Tomczaka rzeźby Maurizio Cattelana
 Zachęta, Warszawa, 21 grudnia 2000.
Fot. Piotr Grzybowski.

Prawie dekadę po uszkodzeniu rzeźby Cattelana sprawa Wojtyły i meteorytu wróciła do Zachęty za sprawą wystawy jednej z najwybitniejszych współczesnych polskich artystek, Goshki Macugi. Ekspozycja „Bez tytułu” otwarta w 2011 roku jako wystawa retrospektywna Macugi skupiła się na zagadnieniu cenzury w Polsce[2]. Jedna z sal została poświęcona przypadkowi „La Nona Ora” jako jednej z głośniejszych ingerencji politycznych nie tylko w samo dzieło, ale również w struktury instytucji – obok dokumentacji materialnych zniszczeń figury pojawiła się część poświęcona medialnemu szumowi wokół wystawy oraz oryginały listów, które Zachęta otrzymała w zimie 2000/2001 roku w związku z wystawą. Obok anonimowych pogróżek, głównym wątkiem nadsyłanych listów i kartek pocztowych były przede wszystkim treści antysemickie – wzywające Rottenberg do wyjazdu na stałe do Izraela, bądź przynajmniej zaprzestania „reprezentowania interesów żydowskich”. Tym, co poruszył Tomczak nie była tylko materialna skała, ale ogrom antysemityzmu połączonego z katolickim fanatyzmem, który spod tej skały wypełzł. Wystarczyło pokazać papieża niekanonicznie (i przy okazji – ciężko mówić o profanacji, bowiem było to przedstawienie empatyczne), aby życzono śmierci i fantazjowano o zniszczeniu instytucji. Przy okazji z całą mocą przypomnieć o niechlubnej, choć wciąż żywej tradycji „marcowego gadania”. To pokazała Macuga wierząc, że w 2011 roku można o tym mówić jako o historii. Chcieliśmy w to wierzyć.


oryginalna korespondencja do Zachęty, która została nadesłana po wystawie rzeźby Cattelana.
Część instalacji Goshki Macugi w ramach wystawy bez tytułu, 2011, Zachęta, Warszawa. 
źródło: Dwutygodnik

W 2020 Kalina wystawił „Zatrute źródło” jako wyraźny sygnał dla środowiska artystycznego – wasz papież może być człowiekiem przygniecionym skałą na czerwonej wykładzinie, nasz natomiast jest herosem, który ze skałą kroczy poprzez morze czerwieni. W wypowiedzi sprzed 20 lat mówił „Praca Cattelana zapadła mi w pamięć. Dla mnie jako Polaka-katolika było to znieważające. W Zachęcie? W miejscu, gdzie zabito prezydenta Narutowicza? Niedopuszczalne!”[3]. Teraz doprecyzowuje „Cattelan wypowiedział się swoim dziełem. On tak widzi śmiertelność. »Zatrute źródło« to moja perspektywa. Jako człowiek wierzący nie zgadzam się, żeby w moim kraju, gdzie poczęła się idea nowej Polski, po odzyskaniu niepodległości, uśmiercano naszego głównego pasterza”[4].

Niech za pointę posłuży sam Narutowicz, wywołany przez Kalinę – Narutowicz został zamordowany 16 grudnia 1922 roku przez zamachowca związanego ze środowiskami endeckimi. Narutowicz zginął od trzech pocisków podczas przechadzki po Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki. Jego kandydatura i wybór na urząd Prezydenta od samego początku spotykały się z niechęcią środowisk nacjonalistycznych. Przed zaprzysiężeniem w prawicowej prasie zawrzało – otwarcie nawoływano do bojkotu wyborów i nieuznania Narutowicza Prezydentem, rzekomo ze względu na jego niepolskie pochodzenie i sprzyjanie interesom uznawanym za hańbiące dla Polaka. Z inicjatywy działaczy endeckich odbyły się liczne demonstracje, w tym m.in. związana z generałem Józefem Hallerem, podczas którego to zgromadzenia wygłoszono mowy otwarcie sympatyzujące z faszystowskimi Włochami. Prezydent wkrótce po objęciu stanowiska zaczął otrzymywać anonimowe listy z pogróżkami.

Jeden z nich, wysłany 10 grudnia 1922 roku brzmiał
„Szanowny Panie ministrze! Wobec wyboru pana ministra na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej głosami lewicy i mniejszości narodowych, [...] grozimy panu ministrowi jak najfantastyczniejszym mordem politycznym.

Z poważaniem
polski faszysta”.
Pomimo narastającego napięcia wokół nowego Prezydenta i coraz śmielej wybrzmiewających pogróżek ze strony nacjonalistów, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, jak i inne instytucje mające stać na straży porządku, nijak nie wywiązały się ze swojego zadania. Tym samym, II RP rozpoczęła swoją historię państwowości morderstwem politycznym, wykonanym przez endeka na Prezydencie wybranym "głosami lewicy i mniejszości narodowych". Prawie osiemdziesiąt lat później na adres Zachęty zaczęły przychodzić anonimy, w których grożono Andzie Rottenberg jako osobie pochodzenia żydowskiego. Rottenberg ze stanowiska dyrektorki ustąpiła, mając na uwadze historyczny zaduch, który krąży po salach Zachęty.




Bibliografia dla ciekawskich:

[1] https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/jerzy-kalina-autor-pomnika-jana-pawla-ii-zabiera-glos-destrukcja-kraju/rjjd47l,681c1dfa 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz